Lubicie historie miłosne? Poznajcie moją.
Wszystko zaczęło się 8 lat temu. Było ciepłe, majowe popołudnie. Kraków tętnił życiem. Właśnie wtedy, pamiętam to doskonale, spełniłam swoje marzenie. Adoptowałam kotkę rosyjską, niebieską.
Ale czułam się dziwnie słabo. Bardzo bolała mnie klatka piersiowa. Tak bardzo, że nie mogłam zaczerpnąć głębokiego oddechu. „To nic” myślałam. Ostatnio miałam przecież sporo stresu. Nieprzespanych nocy z powodu projektów na studiach. „To nic” myślałam. Choć czułam, że mam coś w piersi.
W wieku 25 lat nie myślałam o najgorszym. Nie myślałam o raku. „To nic…”
Nie żebym się nie badała! Od roku co trzy miesiące robiłam usg. „To nic” słyszałam.
Kiedy trafiłam do szpitala miałam przerzuty w mostku i kręgosłupie. Nowotwór piersi był już rozsiany. Naświetlania, chemioterapia, operacja i znów naświetlania. Taki był plan.
6-ego września też była piękna pogoda. Niewiele kojarzę. Tylko tyle, że sala operacyjna była zielona. Nie bolało, kiedy się obudziłam. Byłam ciasno zabandażowana. Moja klatka piersiowa była płaska.
Dziwne uczucie, lubiłam swoją piękną pierś, a teraz jej nie ma. Bałam się, że nie zaakceptuję siebie, że się z tym nie pogodzę. Pierwszy raz był ciężki. Płakałam. Za drugim – popatrzyłam w lustro z czułością. Na ciało, a potem w oczy. Bez rzęs i brwi. Zobaczyłam jaka jestem silna. To był moment kiedy pokochałam siebie. Całe życie miałam kompleksy, mimo że byłam atrakcyjną dziewczyną. A teraz podziwiałam tę dzielną wojowniczkę.
W czasie leczenia czytałam o terapii Simontona. Uświadomiłam sobie wówczas, ile było we nie tłumionych emocji. Jak bardzo się wszystkiego bałam. Jak mało myślałam o sobie. Choroba pokazała mi prawdziwą mnie. Uleczyła moją duszę. Dzięki niej zaczęłam naprawdę widzieć. W za luźnej piżamie, z łysą głową dostrzegłam w sobie mega moc.
Od kilku miesięcy dochodziłam do siebie u rodziców. Pewnego dnia wyszłam z koleżankami do klubu mimo, że nigdy nie byłam fanką takich miejsc. Stałam z koleżanką, sączyłyśmy drinki, kiedy zobaczyłam niesamowitego, idealnego mężczyznę. Podszedł do mnie i zaczęliśmy rozmawiać. Świat się zatrzymał. Nie potrafię tego opisać, było porostu jak w kinie. Tylko my dwoje. Magia.
Spotkałam osobę, która pokochała mnie, bez względu na to jak wyglądam. Żyjemy razem od pięciu lat. Od 2,5 roku jesteśmy małżeństwem. Nie wierzyłam, że po tym wszystkim co przeszłam, jeszcze wezmę ślub, zakocham się. Życie mnie zaskoczyło, wszystko co najlepsze spotkało mnie po chorobie. Wróciłam na studia, obroniłam dyplom na 5. Pracuję w swoim zawodzie, rozwijam się. Kupiliśmy mieszkanie i tworzymy rodzinę razem z naszą 15-letnią kicią.
Wciąż się leczę. Ktoś kiedyś powiedział: ALBO SIĘ BOISZ, ALBO ŻYJESZ. Więc żyję i jestem szczęśliwa.